Strona główna » Historia » Francuski list w sprawie obrony Sewastopola

    Francuski list w sprawie obrony Sewastopola


    List od francuskiego żołnierza z Krymu, adresowany do Paryża do pewnego Maurice'a, przyjaciela autora:

    „Nasz major mówi, że zgodnie ze wszystkimi zasadami nauki wojskowej, nadszedł czas, aby [Rosjanie] skapitulowali. Dla każdego z nich mamy pięć dział, dla każdego żołnierza, dziesięciu. I zobaczycie ich broń! Prawdopodobnie, nasi dziadkowie, którzy szturmowali Bastylii i to była najlepsza broń. Nie mają muszli. Każdego ranka ich kobiety i dzieci wychodzą na otwarte pole między fortyfikacjami i zbierają rdzenie w torbach. Zaczynamy strzelać. Tak! Strzelamy do kobiet i dzieci. Nie bądźcie zaskoczeni. Ale rdzenie, które zbierają są przeznaczone dla nas! I nie odchodzą, kobiety plują w naszym kierunku i ma języki pokazują języki.

    Nie mają nic do jedzenia. Widzimy, jak dzielą małe kawałki chleba na pięć. A skąd mieli siłę do walki? Za każdy nasz atak reagują kontratakiem i zmuszają nas do odwrotu do fortyfikacji. Nie śmiej się, Maurice, nad naszymi żołnierzami. Nie jesteśmy tchórzliwi, ale kiedy Rosjanin ma bagnet w ręku, radziłbym mu opuścić drogę. Ja, drogi Maurycy, czasami przestaję wierzyć majorowi. Zaczyna mi się wydawać, że wojna nigdy się nie skończy. Wczoraj, przed wieczorem, czwarty raz w dniu, w którym udaliśmy się na atak i po raz czwarty wycofaliśmy się. Rosyjscy marynarze (napisałem ci, że wysiedli ze statków i teraz chronią bastiony) gonili nas. Naprzód ruszył gruby facet z czarnym wąsem i kolczykiem w jednym uchu. Obalił dwóch naszych - jednego bagnetem, drugiego tyłka - i wycelował już w trzecią, gdy ładna porcja odłamków trafiła go prosto w twarz. Ręka marynarza odleciała, krew tryskała fontanną. W tej chwili przeszedł kilka kroków i upadł na ziemię w pobliżu naszego szybu. Wciągnęliśmy go na nasze miejsce, zabandażowaliśmy rany i włożyliśmy do ziemianki. Nadal oddychał: „Jeśli nie umrzesz przed porankiem, wyślemy go do izby chorych” - powiedział kapral „Teraz jest już za późno.

    W nocy obudziłem się nagle, jak gdyby ktoś popchnął mnie w bok. W ziemiance było zupełnie ciemno, nawet jeśli oko było wycięte. Leżałem przez długi czas bez odwracania się i nie mogłem w ogóle spać. Nagle w kącie usłyszałem szelest. Zapaliłem zapałkę. A co byś pomyślał? Ranny rosyjski żeglarz wpełzł do beczki prochu strzelniczego. W swojej jedynej ręce trzymał hubkę i krzemień. Biały jak prześcieradło, z zaciśniętymi zębami, napiął resztę sił, próbując wyrwać iskrę jedną ręką. Trochę więcej, a my wszyscy razem z nim z całym ziemiankiem wylecielibyśmy w powietrze. Wskoczyłem na podłogę, wyrwałem mu z ręki krzemień i krzyknąłem własnym głosem. Dlaczego krzyczałem? Niebezpieczeństwo minęło. Uwierz mi, Maurice, po raz pierwszy podczas wojny przestraszyłem się. Jeśli ranny, krwawiący marynarz, który ma zerwaną rękę, nie poddaje się, ale próbuje wysadzić siebie i swojego przeciwnika w powietrze, to wojna musi zostać zatrzymana. Z takimi ludźmi walczyć beznadziejnie ”.