Tajemnica żaglówki Marlboro
W 1890 r. Żaglówka „Mallboro”, załadowana mrożoną jagnięciną i wełną, opuściła Nową Zelandię dla angielskiego portu w Glasgow. Na pokładzie było dwudziestu trzech członków załogi i kilku pasażerów, wśród których była jedna kobieta. Po kilku tygodniach żeglugi statek zniknął wokół Przylądka Horn. Dochodzenie przeprowadzone przez władze morskie nie przyniosło żadnych rezultatów. Komisja doszła do wniosku, że przyczyną śmierci żaglówki były gwałtowne burze, które szaleją w tych miejscach trzysta dni w roku. Zaginęła żaglówka.
Ale dwadzieścia trzy lata później „Mallboro” pojawiło się na brzegach Ziemi Ognistej. Długie lata wędrówki wcale go nie zmieniły, statek znów znalazł się pod pełnym żaglem, jakby właśnie zszedł ze stad. Wszystko było na swoim miejscu. Tylko zamiast ludzi zamieszkiwały go szkielety w zgniłych szmatach. Nikt nie mógł powiedzieć, co stało się ze statkiem i jego załogą - dziennik był pokryty mchem i pleśnią. Kapitan statku, który odkrył „Mallboro”, nakazał swoim marynarzom policzyć szkielety. Okazało się, że było ich o dziesięć mniej niż wymieniono w roli statku. Gdzie są inni? Zmarł podczas burzy lub zmarł w wyniku epidemii lub zatrucia?
Niestety zła pogoda nie pozwoliła nam na holowanie i dostarczenie statku widmowego do portu. Ale wszystko, co zostało powiedziane w raporcie kapitana, który odkrył „Mallboro”, zostało potwierdzone pod przysięgą przez świadków tej tajemniczej historii. Świadectwo naocznych świadków zostało zarejestrowane przez brytyjską Admiralicję. Krążyły różne pogłoski o przyczynach śmierci zespołu. Niektórzy uważali, że członkowie załogi zbuntowali się na statku, zabili kapitana i jego asystentów, a następnie opuścili żaglówkę w obawie przed ich czynami - takie przypadki nie były rzadkością. Inni twierdzili, że winna jest obecność kobiety na pokładzie.
Od tego czasu nikt nie spotkał się z „Mallboro” i nikt nie był w stanie zweryfikować dokładności informacji przedstawionych przez kapitana.